Wciąż trwająca i nie wiadomo, jak bardzo się przedłużająca pandemia sprawiła, że z jednej strony banki zaostrzyły kryteria udzielania kredytów, a z drugiej strony potencjalni kredytobiorcy, wykazują dużo większą niż kiedykolwiek ostrożność w składaniu wniosków kredytowych. Mimo, więc potencjalnie bardzo korzystnej sytuacji, kiedy to w samym środku pandemii eksperci szacują możliwości kredytowe wszystkich banków na astronomiczną sumę 111 mld złotych, na rynku kredytowym obserwowany jest zastój.
Analitycy zaszłości na rynkach kredytowo-finansowych szacują, a potwierdza to raport Biura Informacji Kredytowej, że w pierwszej połowie bieżącego roku (2020), sprzedaż kredytów różnych kategorii, oferowanych przez banki, spadła o ponad 30% w stosunku do tego samego okresu roku ubiegłego i prognozują, że w skali rocznej, spadek ten może wynosić ponad 25%.
Najbardziej na kurczeniu się możliwości kredytowych już ucierpieli kredytobiorcy korzystający z limitów na kartach kredytowych, gdyż banki ograniczyły możliwość takiej formy kredytowania aż o ponad 40%. Obniżyła się gotowość banków do udzielania kredytów gotówkowych. O jedną trzecią zmniejszyła się oferta kredytów konsumpcyjnych, a stosunkowo najmniejszemu obniżeniu uległy oferty na kredyty hipoteczne na zakup mieszkania, domu lub innej nieruchomości, bo zaledwie o 0,4%, co w oczywisty sposób wiąże się z solidnością zabezpieczenia, jaką jest hipoteka.
Obecnie banki chętniej niż to było do tej pory proponują wnioskującym o kredyt, wykupienie polis ubezpieczeniowych, jednak ze strony ubezpieczycieli i samych potencjalnych kredytobiorców, którym ubezpieczenie podwyższa koszty kredytowe, te propozycje nie są przyjmowane z entuzjazmem, czemu nie należy się dziwić.
W sumie, więc, mimo potencjalnie wielkich możliwości kredytowych, czyli aż 111 mld zł przeznaczonych na początku roku na kredyty, pandemia w wyraźny sposób przyhamowała popyt na produkty kredytowe ze strony ostrożniejszych niż zazwyczaj potencjalnych kredytobiorców.
Czy to już jest ucieczka od „gorącego pieniądza”?
Obserwatorzy rynku usług finansowych wskazują też na większą skłonność banków do lokowania powstałych w wyniku zmniejszonego popytu na kredyty, nadwyżek środków finansowych – na przykład w II kwartale br., suma depozytów bankowych wzrosła aż o 86 mld, gdy wartość udzielonych kredytów spadła w tym czasie o 25 mld – w papierach wartościowych i innych lokatach. Nawet NBP, mimo zdecydowanej obniżki stóp oprocentowania, co miało stymulować popyt na kredyty, po raz pierwszy w historii wydał miliardy na zakup papierów skarbowych. To powinno uświadamiać, że pieniądz w gotówce stał się gorącym pieniądzem, a o tym, do czego taki stan rzeczy może prowadzić, lepiej nie myśleć.
Tak, więc z jednej strony pandemia wywołała podyktowaną niepewną przyszłością uzyskiwania dochodów przez potencjalnych kredytobiorców ostrożność we wnioskowaniu o kredyty, zaś z drugiej zaostrzyła kryteria na podstawie, których banki przyznają te kredyty Wydaje się, zatem, że jedynym kredytem, który powinien być stosunkowo łatwy do uzyskania pozostaje kredyt hipoteczny na zakup mieszkania, domu lub innej nieruchomości. A ponieważ gospodarka działa na zasadzie naczynia połączonego, można założyć, że poważna gałąź polskiej gospodarki, jaką jest budownictwo mieszkaniowe, dzięki wciąż nienajgorszym możliwościom kredytowym nabywców mieszkań, domów i innych nieruchomości, stanie się kołem zamachowym dla pozostałych sektorów cierpiącej z powodu covid19 polskiej gospodarki.